sztachx7 sztachx7
160
BLOG

Inteligencja - Inżynierowie dusz

sztachx7 sztachx7 Polityka Obserwuj notkę 0

Z niedocenianej książki "Moskiewski Proces" fragment, który wydaje się wciąz aktualny. 

Polecam również od strony 540 dotyczy stricte tego co działo się w naszym kraju.

Miłej lektury podczas ciszy wyborczej :-)

Trzy uwagi

1. Żle postawiony kwantyfikator sugerujący, że inteligencja jest w całości lewacka.

Prawacka też się zdarza i jest równie odporna na argumenty :-)

2. Bukowski nie rozumie, że jeśli Bóg powołuje duchownego to jest to Powołanie Boga

3. Bukowski pisząc o inteligentach, mam wrażenie, że myśli raczej o inzynierach dusz, których niemało jest na przykład w GazWyb.

 

"Człowiek w ogóle, a inteligent w szczególności jest zwierzęciem krańcowo zarozumiałym, samolubnym, uważającym się za najmądrzejsze na świecie i z całą pewnością za mądrzejsze od swojego rządu. Nie znam przypadku, żeby inteligencja przyznała, iż nie ma racji, tym bardziej w sporze z prawowitą władzą. Przyczyny tego tkwią zapewne w inteligenckim kompleksie nieprzydatności, poczuciu niemożności wcielenia w życie swoich realnych zdolności. No chyba! Są przecież „elitą", czyli to właśnie oni powinni rządzić światem albo przynajmniej panować nad umysłami. Lecz życie, ten sędzia niesprawiedliwy, skazuje ich na zajęcia całkiem prozaiczne: muszą uczyć dzieci czytać i pisać, leczyć nasze krosty, oglądać bakterie pod mikroskopem, nudzić się w prowincjonalnych sądach, udzielać komunii parafianom i wysłuchiwać ich nie kończących się skarg na niesprawiedliwość tego świata. A wokół, w wielkim świecie, całkiem inni ludzie podejmują ważne decyzje, stanowiące o losach ludzkości, w dodatku zaś nie są ani mądrzejsi, ani bardziej wykształceni czy też bardziej godni jako autorytety moralne. Jak się z tym pogodzić? No i - inteligent nie może się zmusić, żeby po prostu uprawiać swój zawód bez wydziwiania i pretensji. Nie może zwyczajnie uczyć dziatwy czytać i pisać, nie, on musi „wychowywać pokolenia przyszłości", nie może zwyczajnie zapisać pigułki pacjentowi i ulżyć jego cierpieniu - nie, on musi się troszczyć o zdrowie całej ludzkości. Duchowny zaś nie ma żadnych wątpliwości, że to sam Pan Bóg postawił go na kazalnicy dla zbawienia rodzaju ludzkiego.
Jednym słowem, inteligencja to najbardziej niezadowolona część każdego społeczeństwa, i dlatego właśnie ona jest źródłem nieustających herezji: socjalizmów, komunizmów, feminizmów, ekologizmów i innych utopii, obiecujących powszechne szczęście, które można osiągnąć wyłącznie pod jej przewodem (co zazwyczaj skromnie się przemilcza). Stąd się bierze najbardziej charakterystyczna cecha - zakłamanie. Żaden inteligent nigdy się nie przyzna, że głównym motywem jego spektakularnej działalności społecznej jest pragnienie zdobycia władzy. Gdzież tam! Będzie temu zaprzeczał, aż zsinieje, odwołując się niezmiennie do najszlachetniejszych, najbardziej altruistycznych pobudek. Tak się przy tym roznamiętni, tak rozochoci, aż naprawdę zacznie wierzyć we własną bezinteresowność.
W czym zaś jest on prawdziwym mistrzem - to w sztuce interpretacji, czyli umiejętności przetasowywania i zestawiania jednych faktów, opuszczania i „niezauważania" innych albo odrzucania ich jako niewiarygodne albo nawet piętnowania z oburzeniem jako złośliwego kłamstwa. Jest niedoścignionym mistrzem kontekstu, który zmienia niepostrzeżenie i niczym kuglarz wyciągający królika z kapelusza, wyprowadza dowolny, najbardziej nieoczekiwany wniosek z zupełnie niewłaściwych faktów. I jakkolwiek byś się z nim spierał, jakkolwiek byś usiłował przyprzeć go do muru, zawsze się wyśliźnie, jak kawałek mydła w łaźni. Wszak dowód najważniejszy - realny, praktyczny rezultat jego idei - najczęściej znajduje się gdzieś w odległej przyszłości i wcale go nie interesuje, on bowiem i tak żadnej odpowiedzialności nie będzie zań ponosił. Zapłacą za to inni, być może nawet w innej epoce, jego to w każdym razie nie będzie dotyczyć: jego idee są szlachetne i wspaniałe, i to nie jego wina, że natura okazała się niedoskonała, nieprzydatna dla jego niezrównanych idei. Jak legendarny Frankenstein, nie poczuwa się w najmniejszym stopniu do winy za poczynania stworzonego przez siebie monstrum, dla niego bowiem ważny jest nie tyle rezultat, ile proces, pozwalający choć na krótko poczuć się Bogiem.
Tacy też byli nasi miłośnicy pokoju, w większości nauczyciele szkół podstawowych, pielęgniarki, duchowieństwo parafialne i inni półinteligenci, jednym słowem, ci wszyscy, których Sołżenicyn celnie ochrzcił mianem obrazowańszczyzny. Tacy byli również ich liderzy - dla wielu z nich samo „liderowanie" było o wiele ważniejsze niż istota sprawy. I jak tu się zorientować, czy to głupcy, czy łajdacy? Czy rozumieli, że idą na rękę Moskwie, czy nie rozumieli? Zresztą ich to w ogóle nie interesowało, nie chcieli wcale o tym wiedzieć. Nawet ich osławiony strach przed katastrofą jądrową był początkowo nienaturalny, raczej wmówiony sobie niż spontaniczny. Oczywiście, ratowanie ludzkości jest zajęciem bardziej chwalebnym niż rok po roku wbijanie dzieciom do głów tabliczki mnożenia. Ruchy nabierają pewnego dostojeństwa, w głosie pojawiają się nutki szlachetnego gniewu. Tłumy uzyskują władzę rozstrzygania problemów globalnych, liderzy zdobywają władzę nad tłumem. A na mglistą przyszłość można sobie bimbać. Nic oni za nią odpowiadają: bo nawet jeśli się okaże, że wszystko jest nie tak jak w marzeniach, kto ich rozliczy? Zamiary były szlachetne, a nasz świat jest, niestety, niedoskonały"

 

sztachx7
O mnie sztachx7

Jestem jaki jestem. Nie kocham postkomunistów ani z PO, ani z SLD.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka